Alergia może mieć dramatyczny przebieg. W przypadku wstrząsu anafilaktycznego można mówić o igraniu z życiem. O tym, jak niebezpieczna mogą być alergie, mówi prof. Bolesław Samoliński, alergolog, otolaryngolog, specjalista zdrowia publicznego. Fot. WUM PAP: Czy alergia może zabić człowieka? Prof. Bolesław Samoliński: Są alergie, które są niebezpieczne. Najbardziej dramatyczny przebieg alergii to jest anafilaksja, która - kończąc się wstrząsem anafilaktycznym - może doprowadzić w bardzo szybkim czasie do zgonu. Ale są też i takie postacie, jak np. astma oskrzelowa, przy której zdarzają się incydenty, że pacjent ma tak gwałtowny i silny skurcz oskrzeli, iż powietrze nie dochodzi do pęcherzyków płucnych, nie ma wymiany tlenowej i człowiek się po prostu dusi. Konkludując: zarówno z powodu astmy, jak i wstrząsu anafilaktycznego, alergicy mogą odejść. Co wywołuje najczęściej wstrząs anafilaktyczny – użądlenia owadów błonkoskrzydłych? U dorosłych takie reakcje na jad os, pszczół czy szerszeni zdarzają się częściej, niż u dzieci, u których takie ryzykowne reakcje ogólnoustrojowe występują raczej po spożyciu pokarmów. A niektóre pokarmy potrafią bardzo uczulać – np. orzeszki ziemne – wywołując wstrząs anafilaktyczny. Mamy dramatyczne opisy w literaturze, które pokazują, że nawet nie trzeba spożyć tego orzeszka, wystarczy być w bezpośrednim sąsiedztwie osoby, która je spożywa i sam pył unoszący się w powietrzu może być tak silnie alergizujący, że doprowadzi do silnej reakcji anafilaktycznej. Zdarzają się także wstrząsy po podaniu leków, zwłaszcza dożylnie – dostarczamy tu bezpośrednio do organizmu substancję, która w bardzo dramatyczny sposób potrafi wywołać reakcję ogólnoustrojową. Natomiast jady owadów błonkoskrzydłych są bardzo ciekawym alergenem, gdyż jeżeli możemy się chronić przed orzeszkami, mlekiem czy czekoladą po prostu ich nie jedząc, możemy wiedzieć, że pewnych leków nie wolno nam brać, to jesteśmy trochę bezbronni wobec tego, że jakaś osa pojawi się w naszym otoczeniu. Reakcja uczuleniowa rozwija się w takiej sytuacji błyskawicznie, w ciągu kilku - kilkunastu minut może być już za późno, żeby uratować użądlonego. Czy może się zdarzyć, że choć jako dziecko nie byłam uczulona na jad błonkoskrzydłych, to dziś mój organizm dorosłej osoby może zareagować na użądlenie wstrząsem, a ja po prostu o tym nie wiem? Zwykle pacjenci wiedzą, ale faktycznie jest tak, jak pani mówi – we wczesnym dzieciństwie możemy nie reagować na jad błonkoskrzydłych i dopiero później się uczulić. Bo z alergią jest tak, że jest to choroba zależna od środowiska. Geny oczywiście mają swoje znaczenie, ale to środowisko decyduje, na co się uczulamy, gdyż jak się rodzimy, nie mamy żadnego uczulenia – dopiero później je nabywamy z powodu kolejnych kontaktów z alergenem. Przy pierwszym kontakcie – niezależnie od tego, czy jest to jad szerszenia, czy orzeszki – nie wystąpi żadna reakcja. To oznacza, że jeżeli jestem miłośniczką orzeszków arachidowych i jem ich dużo, to się w końcu na nie uczulę? Tak właśnie jest, i dlatego w Stanach Zjednoczonych, gdzie się spożywa ich faktycznie dużo, alergii na nie też jest sporo. Tam są liczne towarzystwa osób uczulonych na orzeszki, grupy wsparcia, zakładane są portale, na których pacjenci się wzajemnie informują, w jaki sposób ograniczyć potencjalny kontakt z alergenem. Są porady stosowane bezpośrednio do dzieci typu: "Nigdy nie jedz kanapek oferowanych ci przez kolegów, bo nie wiesz, co tam jest". Natomiast prezydent Obama wydał dekret, aby w szkołach amerykańskich umieścić na ścianie gablotę ze strzykawką zawierającą adrenalinę, obok wisi tablica, na której są zdjęcia dzieci z anafilaksją na skutek zażycia jakiegoś alergenu i napis: "Jeżeli John tak wygląda, zbij szybkę i podaj mu lek w taki a taki sposób". Jeśli jesteśmy już przy adrenalinie, to - czy w myśl zasady, że paranoicy żyją dłużej - mogę pójść do apteki, żeby nabyć ten specyfik i nosić go zawsze przy sobie? Adrenalina jest lekiem recepturowym, więc nie można wejść do apteki i tak sobie ją nabyć. Jeśli ktoś nie miał nigdy żadnej reakcji anafilaktycznej, nie ma żadnego uzasadnienia, żeby ją kupował. Ryzyko wystąpienia takiej reakcji wynosi jeden na 300 tys. obywateli, natomiast takiej zagrażającej życiu – jeden na milion, a nawet rzadziej. Łatwo więc policzyć, że masowa sprzedaż adrenaliny i masowe zabezpieczenie populacji kompletnie nie mają sensu. Muszą być medyczne podstawy, żeby zaopatrzyć kogoś w adrenalinę. Jeśli wiadomo, że ktoś jest na coś bardzo uczulony, to czy może się odczulić? To zależy od alergenu. Na leki w ogóle nie odczulamy, nie ma takiej metody. Jeśli chodzi o jady owadów błonkoskrzydłych, to odczulanie pacjenta powinno być wykonane ze wskazań życiowych. Pacjenci uczuleni na jad osy, pszczoły, szerszenia, a w USA także ognistych mrówek, tzw. fire ants, powinni koniecznie skorzystać z tej metody, nota bene bardzo skutecznej, gdyż po zakończeniu leczenia przechodzi się test polegający na tym, że specjalnie się prowokuje użądlenie owada, który był przyczyną nadwrażliwości - efektem jest kompletna anergia, czyli brak reakcji. Niestety, problem jest z alergenami pokarmowymi, choć są pewne próby radzenia sobie z nimi. Taka najbardziej zaawansowana metoda lecznicza odczulania jest na orzeszki ziemne. Niektórzy się śmieją, że po tym odczulaniu pacjent może zjeść dwa-trzy orzeszki, bo mniej więcej taki efekt uzyskujemy. Problem w tym, że przy alergii na orzeszki, jak już mówiłem, śladowe ich ilości mogą wywołać wstrząs anafilaktyczny, a w rezultacie zgon, więc jeśli pacjenta odczulimy to nie po to, żeby się zajadał orzeszkami, tylko po to, aby go przypadkiem nie zabiły. Wyobrażam sobie, iż sama świadomość, że jest jakaś substancja, która może nas zabić, kiepsko wpływa na psychikę. To jest paraliżujące. Miałem pacjentkę, młodą kobietę, zdolną studentkę, a wkrótce pracownika naukowego - jak się okazało, była uczulona na selera, po spożyciu którego dostała wstrząsu anafilaktycznego. Po tym przeżyciu bała się cokolwiek zjeść, trudno było ją przekonać, że jest tylko jeden alergen, który jej szkodzi. Była przerażona, wprowadziła restrykcyjną dietę, która powodowała niedobory w jej organizmie. Wykonałem u tej pacjentki szeroką diagnostykę – nie w celu wykrycia nowych alergenów, choć i to mogło się zdarzyć, tylko po to, aby ją uspokoić, przekonać, że jest wiele pokarmów, które może bezpiecznie spożywać. Nie poruszyliśmy jeszcze kwestii alergii wziewnych, a przecież te pyłki, które fruwają w powietrzu, też nas mogą zabić. Czy jest ratunek dla biednych alergików? Astma oskrzelowa to ciężka choroba alergiczna, zresztą są jej różne odmiany – łagodna, incydentalna, przewlekła… No i oczywiście ta ciężka, która na szczęście nie jest bardzo częsta – jeden na 100 przypadków astmy ma ciężką postać, pozostałe 99, nawet jeśli są zaostrzenia, jeśli pacjent się źle czuje, to najczęściej choroba jest źle kontrolowana, czyli niewłaściwe leki są stosowane, albo po prostu pacjent leków nie bierze. Natomiast astma ciężka to taka, że choć dajemy leki, to efektu nie ma. Robiliśmy badania, w których porównywaliśmy ciężkie przebiegi alergii i wyszło, że ci "ciężcy" pacjenci mają bardzo dużo skomplikowanych uczuleń, z wieloma reakcjami krzyżowymi, dlatego tak bardzo chorują. Jest też postać astmy niealergicznej, gdzie żaden alergen nie działa na organizm, i w grupie tych pacjentów przebieg choroby jest łagodniejszy, niż wśród alergików. Może się więc zdarzyć, że ktoś jest uczulony jednocześnie na pyłki traw, sierść swojego psa i jeszcze na truskawki? Tak, to jest tzw. polisensytyzacja, czyli uczulenie na wiele alergenów naraz. Jest to zjawisko, któremu towarzyszy wielochorobowość alergiczna, czyli współwystępowanie różnych postaci alergii. Można mieć izolowaną astmę alergiczną, jest to rzadkie, ale się zdarza, można mieć tylko katar alergiczny, można mieć tylko alergię pokarmową z objawami skórnymi, ale można mieć też jednocześnie zapalenie spojówek, katar, astmę, i jeszcze w dodatku atopowe zapalenie skóry. I do tego biegunkę… Ona jest konsekwencją alergii pokarmowej, ale tak, zgadza się, biegunka też może być, co jest typowe dla pacjentów, którzy mają tę polisensytyzację. Im mniej alergenów uczula danego pacjenta, tym jego stan jest lepszy i na odwrót – im więcej, tym jego stan jest gorszy i trudnej takiego pacjenta prowadzić. Ludzie często lekceważą alergię, mówią: nic mu nie jest, jakieś wymysły. Słusznie? Trzeba mieć do tego zdrowy stosunek. Większość pacjentów ma łagodną postać alergii, nie potrzebują odczulania, tylko incydentalnie, kiedy niewielkie objawy się pojawią, wystarczy, że wezmą tabletkę leku przeciwalergicznego. Jeśli jednak pacjent ma objawy alergii częściej, niż raz w tygodniu, szczególnie astmy, wtedy mówimy już o umiarkowanej postaci, albo jeszcze gorzej – o przewlekłej bądź ciężkiej. Taki pacjent powinien trafić do lekarza. Zresztą - każdy pacjent z alergią powinien do niego trafić, aby wiedzieć, na co jest uczulony, co pozwala na najlepszą i najtańszą metodę leczniczą, jaką jest unikanie alergenu. Jeśli jednak mamy umiarkowaną, najczęściej występującą postać alergii, która ma przewlekły charakter – czyli gdy objawy występują łącznie częściej, niż przez cztery tygodnie w roku – to taki pacjent wymaga specjalistycznej opieki, rozważenia odczulania, jeśli jest ono możliwe, stałego podawania leków. Przy czym nie chodzi o to, że objawy muszą występować jednym ciągiem, sumujemy ich występowanie przez cały rok: np. ma uczulenie na brzozę, a ona pyli dwa tygodnie, więc ma przez dwa tygodnie objawy, a do tego dołącza się uczulenie na trawy, a one pylą około miesiąca, to już w tym momencie mamy przewlekły charakter tego uczulenia. A jeśli taki chory ma uczulenie na jeszcze inne alergeny powietrznopochodne, to on może chorować od lutego do września, czyli ponad pół roku. Dlaczego pacjent, który ma często incydenty alergii i długo utrzymujące się objawy powinien stale przyjmować leki? Dlatego, że alergia jest samonakręcającą się chorobą. Jeżeli mam problem z alergenem i ten kontakt się powtarza, to każdy następny będzie powodował jeszcze większe zapalenie alergiczne. To się po angielsku nazywa priming effect, czyli efekt wzmocnienia, który obserwujemy u naszych chorych. Mamy różne grupy leków – np. przeciwhistaminowe, które są w postaci tabletek, szybko działają, ale tylko na pewien fragment zapalenia alergicznego, nie tłumią go całkowicie. A te, które zostaje, jest najgorsze – tzw. zapalenie eozynofilowe, odpowiadające za astmę oskrzelową, w którym komórki układu immunologicznego powodują destrukcję tkanek. Dlatego to zapalenie musi być stłumione, nie możemy go zostawić, bo pacjent będzie coraz bardziej chory, więc jedyną strategią jest włączenie leków przeciwzapalnych, sterydów. Pacjenci się martwią, czy te sterydy im nie zaszkodzą, nie zniszczą organizmu, ale uspokoję: mamy bardzo nowoczesne leki, one działają selektywnie, nie na cały organizm, w dodatku są metabolizowane w 99 proc., w związku z czym mają bardzo wysoki profil bezpieczeństwa przy dobrej skuteczności. Taki pacjent powinien być jednak pod stałą opieką lekarza, który będzie monitorował jego stan zdrowia, w razie potrzeby regulował dawki leków etc. To jest zresztą grupa pacjentów, która idealnie nadaje się do odczulania, jeśli z jakichś powodów nie ma do tego przeciwskazań. Bo przewlekły charakter alergii, np. na roztocze z kurzu domowego, pyłki kwitnących roślin, to są idealne modele do skutecznego odczulania – podając szczepionkę zmieniamy reaktywność pacjenta, ten staje się mniej wrażliwy na alergen. A co, jeśli mamy do czynienia z pacjentem, który jest uczulony na wszystko, na "świat"? Tutaj nie ma dobrych rokowań. Możemy próbować, ale tacy pacjenci wymagają większego skupienia i większego doświadczenia ze strony lekarzy, którzy muszą podjąć decyzję, czy w ogóle da się ich odczulić, a jeśli tak, to w jaki sposób – to jest już górna liga specjalistów. Natomiast czasem tych uczuleń jest tyle, iż odczulanie nie ma sensu – odczulę na jedno, a pacjent będzie nadal chorował, bo jest uczulony na inne alergeny. Odczulę na kolejne, ale on jeszcze na inne jest uczulony. Polisensytyzacja redukuje szanse wyleczenia. To ma szczególne znaczenie przy alergii, która objawia się atopowym zapaleniem skóry – w przypadku takich pacjentów odczulanie ma sens tylko wtedy, jeśli mają oni uczulenie na jeden alergen. Natomiast, jeśli pacjent jest uczulony na wiele alergenów, i to pokarmowych, do tego dochodzą uczulenia na alergeny powietrznopochodne, najczęściej roztocze, to na skuteczne odczulenie nie ma większych szans. Wprawdzie atopowe zapalenie skóry nie jest chorobą śmiertelną, ale ona tak potrafi zniszczyć życie człowiekowi, że odechciewa mu się żyć. Wyobraźmy sobie młode dziewczyny, które mają chropowatą, swędzącą skórę, nie mogą się wyspać, siada im psychika, czują się inne, wstydzą się swojego wyglądu, a czynnik psychiczny nasila jeszcze te dolegliwości, więc się drapią. Ostatnio przeczytałem wypowiedź mojego kolegi po fachu, prof. Jacka Szepietowskiego, i w stu procentach się z nią zgadzam – świąd jest jednym z najgorszych objawów, jakie występują. Można samobójstwo z tego powodu popełnić, jeżeli człowiek nie opanuje świądu. A świąd jest integralną częścią alergii skórnej. Można komuś, kto cierpi ból, dać tabletkę przeciwbólową, ale czy są tabletki na świąd? Są, ale nie tak skuteczne, jak leki przeciwbólowe. Ból jest łatwiej opanować, więc jest on mniejszym problemem, niż świąd. W najgorszym przypadku mamy narkotyczne leki przeciwbólowe, którymi potrafimy najsilniejszy ból opanować. W przypadku świądu nie potrafimy osiągnąć pełnego sukcesu. No i problem jest w tym, że te leki przeciwświądowe bardzo upośledzają sprawność funkcjonowania pacjenta, gdyż są to zwykle środki uspokajające, więc pacjent będzie wciąż spał. PRZECZYTAJ TAKŻE: Alergia pokarmowa wiąże się z niższym ryzykiem zakażenia SARS-CoV-2 [BADANIE] Aż 80 proc. dzieci może odziedziczyć alergię po rodzicach [BADANIA]
Ofiarą gangu prawdopodobnie padły jeszcze dwa inne szympansiątka. Zanim jednak zaczęła się fala dzieciobójstw, do grupy dołączyło 13 nowych samic. Te, które były tu wcześniej, zaczęły atakować nowo przybyłe szympansice i ich potomstwo. Badacze twierdzą więc, że mordy na dzieciach da się łatwo wytłumaczyć. Dziewczyna się zabiła. Odebrała sobie życie. Koniec. Nie ma jej. Są jej rodzice. Są jej znajomi. Są pytania. Brzmi jak scenariusz filmu. To nie będzie recenzja serialu, choć wstęp brzmi jak scenariusz filmu. A brzmi tak, bo to faktycznie historia filmowa, a konkretnie serialowa. Chodzi o „13 powodów”, (dostępne na Netflix) które niedawno obejrzałem i chcę, bardzo chcę żebyście go obejrzeli. Wy czyli rodzice. Zwłaszcza rodzice nastolatków i dzieciaków, które za kilka lat nastolatkami będą. Nie jest ważne czy polubicie bohaterów Nie jest ważne czy uznacie powody głównej bohaterki za wystarczające (moim zdaniem żaden powód nie powinien nikogo pchnąć do takiej decyzji). Chodzi mi o to, żeby sobie przypomnieć jak fatalnie wygląda komunikacja rodziców z nastolatkami. Jak fatalna jest komunikacja dorosłych z nastolatkami. W zasadzie jak fatalna jest komunikacja również między samymi nastolatkami. Też mieliśmy po kilkanaście lat Ale policzcie uczciwie, to było lekko dwadzieścia lat temu. Ludzki mózg ma to do siebie, że wybiela wspomnienia. Liceum po tylu latach zwykle wspominamy z ogromnym sentymentem. Mamy garść opowieści, przy których łezka w oku się kręci. „To były czasy”. Spróbujmy się zastanowić czy na pewno było aż tak fajnie? Jeśli prowadziliście pamiętniki, to je przeczytajcie. Ja nie mam pamiętników, mam jedynie kilka szczątkowych notatek gdzieś w kalendarzo-notatnikach. Ale to co spośród nich wyziera wcale nie jest takie kolorowe. Przypomnijmy sobie jak trudno jest być nastolatkiem. A teraz jesteśmy dorośli Dziś jesteśmy dorośli i nasze dzisiejsze problemy, hipoteka, firma, dzieci, wydają się takie naprawdę poważne, prawdziwe. To co nas dusiło w liceum, to jakieś popierdołki. Tyle, że nie. Wtedy, to był cały świat. Cały wszechświat. Wszystko, absolutnie wszystko potrafiło się kręcić wokół np. potencjalnej plotki, którą być może, ale nie na pewno, ktoś ale nie wiemy kto, o nas powiedział, albo nie powiedział. Pamiętacie to? Pamiętacie ten brak zrozumienia? W domu, w szkole. W zasadzie wszyscy dorośli byli naszymi wrogami, a przynajmniej tak nam się wtedy wydawało. Teraz to my jesteśmy tymi dorosłymi z „ważniejszymi” problemami na głowie. Flirt, miłostki, randki, seks, alkohol, papierosy, narkotyki, samotność, odrzucenie, zdrada, policja, bójki, przemoc, molestowanie. Pamiętacie? Może nie wszystko naraz Wy, ale ktoś ze znajomych na pewno. Weźcie pierwszą lepszą licealną klasę i w tym małym gronie „odhaczycie” to wszystko i jeszcze więcej. Co więcej? Gwałt? Samobójstwo? Miałem kolegę Miałem w podstawówce kolegę, bardzo go lubiłem. Potem się przeprowadził. Kontakt się urwał. Z erą internetu próbowałem go znaleźć, ale udało się znaleść tylko jego grób. Zabił się. W 2017 roku 440 polskich nastolatków próbowało się zabić. Na pewno próbowało o wiele, wiele więcej. WHO sugeruje, że oficjalne dane należy pomnożyć o 100, 200 razy. 440 zostało odnotowanych przez policję. 66 dzieciaków zmarło*. Dlaczego dzieciaki chcą się zabić Powody są różne, ale zawsze wydają się niewystarczające. My dorośli zawsze widzimy jakieś rozwiązanie, bo przecież te problemy takie banalne. Z naszego punktu widzenia. Ale dzieciaki nie chcą nas słuchać, bo dla nich to problemy najważniejsze na świecie. Nastolatki często nawet nie lubią swoich rodziców. Rodzice są ostatnimi osobami, do których zwracają się z problemem, bo po co. Albo czeka je moralizatorskie kazanie, albo brak zrozumienia. 13 powodów Wracając do serialu: czytałem o nim nieco krytycznych opinii, niektóre były bardzo krytyczne, właśnie a propos zagadnienia samobójstwa i całej otoczki i powodów. To były (te, na które trafiłem) opinie osób niepracujących z młodzieżą. Z całym szacunkiem dla ich wiedzy filmowej, to jednak o młodzieży i ich psychologii wiedzą niewiele, jeśli nie nic. Co ja wiem? Trochę wiem. Moja żona wie sporo. Pracuje z nastolatkami, jest ich tutorem, prowadzi ich, słucha ich zwierzeń. W ocenie sytuacji ufam więc bardziej mojej żonie niż „internetowym specjalistom”. I ona potwierdza, że gdyby odrzeć sceny serialowe z całej amerykańskiej specyfiki (futboliści, cheerliderki, itp.) to problemy tam pokazane są obecne w polskiej szkole: Z różnymi formami prześladowań szkolnych spotkałam się wielokrotnie. Z racji faktu, iż jesteśmy specyficzną szkołą, niepubliczną i z naciskiem na etykę, zgłaszają się do nas rodzice z dziećmi poranionymi psychicznie w innych szkołach. Te rany zadane przez rówieśników bywają bardzo dotkliwe. Nawet nie wyobrażacie sobie jakie pomysły mogą mieć nastolatki, żeby dręczyć kolegę lub koleżankę. Internet i smartfony mocno rozszerzyły spectrum możliwych form agresji. Poniżające zdjęcia, które później są upubliczniane, upokarzające daną osobę blogi czy inne podobne działania mogą doprowadzić dziecko na skraj rozpaczy. Wszechobecność mediów społecznościowych dokłada swoje. Nastolatki widzą codziennie wielu idealnych ludzi na idealnych zdjęciach wiodących idealne życie, którego oni w ich mniemaniu nigdy nie doświadczą. Do tego dochodzi ogromna presja na osiągane wyniki szkolne i poczucie alienacji w rodzinie. Widziałam nastolatki, które nie były już w stanie funkcjonować w szkolnej grupie rówieśniczej bez ogromnego wsparcia psychologa, nauczycieli i rodziców. Osobiście kilkukrotnie rozmawiałam z dzieckiem, które poważnie myślało o samobójstwie. Kiedyś spotykałam się z nastolatką, która podjęła próbę samobójczą. Próba skończyła się długą hospitalizacją i rehabilitacją psychologiczną. Powodem tej strasznej decyzji była przemoc rówieśnicza, o której nie mieli pojęcia zarówno rodzice, jak i nauczyciele, gdyż większość prześladowań rozegrała się w internecie. Dziewczyna ta miała dobre relacje z rodzicami, uczyła się całkiem nieźle, a jej widoczną izolację w klasie wszyscy przypisali nieśmiałości. Znam też inną nastolatkę, która tak jak bohaterka serialu „13 powodów” doświadczyła przemocy seksualnej. O tej sytuacji nie wiedział nikt. 13-latka borykała się z głęboką depresją i „radziła sobie” z tą sytuacją samookaleczaniem. Przytaczam te przykłady dzieciaków z tzw. dobrych rodzin, abyśmy jako rodzice nie tracili NIGDY czujności. I budujmy już dzisiaj fundamenty pod przyszłe relacje. Tak, aby nasze dzieci nie bały się ani braku naszego zrozumienia, ani możliwej kary. Karolina Tak jak wspomniałem możecie nie polubić bohaterów serialu „13 powodów”, jego stylistyki, problemów, ale obejrzyjcie go pod kątem wychowawczym. Rzeczy, które dzieją się w serialowym liceum dzieją się obok nas. Jeśli możecie to pogadajcie z nastolatkami. Oni mówią „no, szkoła jak szkoła, u nas to samo. Trochę inaczej bo USA – Polska, ale to samo…”. ➡ Przeczytaj tekst Karoliny: „Uczymy dla życia, a nie dla szkoły – czym jest tutoring” ➡ Więcej tekstów Karoliny na temat edukacji przeczytasz TUTAJ My rodzice też jesteśmy tacy sami Ale możemy być lepsi, tylko musimy być świadomi jak strasznie trudnym czasem jest dojrzewanie. Musimy mieć z dzieciakami cholernie silną więź. Musimy być obecni w ich życiu. Musimy ich znać, a oni muszą znać nas. Musimy w tym wszystkim być autentyczni, bo dzieciaki szybko przejrzą nasze kłamstwa, nasze zdrady, naszą hipokryzję i to że wcale nie są dla nas najważniejsi. A przecież są najważniejsi. pozdrawiam ZUCH Jeśli Ty lub ktoś w Twoim otoczeniu może potrzebować rozmowy z kimś kto naprawdę rozumie, potrafi się wczuć i pomóc, to Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (dawniej Fundacja Dzieci Niczyje) już od 9 lat prowadzi Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży – 116 111. Samobójstwo nigdy nie jest rozwiązaniem. * dane pochodzą z raportu „Dzieci się liczą 2017 – Raporcie o zagrożeniach bezpieczeństwa i rozwoju dzieci w Polsce” i są oparte o statystyki Komendy Głównej Policji About Latest Posts Maciej Mazurek - prywatnie mąż Karoliny oraz tata Szymona, Hani i Adasia. Uzależniony od kawy, którą próbuję zastąpić yerbą, w wyniku czego piję jedno i drugie. Uważam, że świat bez Pink Floydów byłby bardzo smutny. W 2009 roku wystartował blog z autorskimi komiksami - satyra na pracę w biurze. Od 2012 zacząłem pisać na moim drugim blogu - o tym jak być facetem: tatą, mężem i geekiem naraz... Prowadzę również swoje własne studio graficzne Zuchowe Studio gdzie projektuje fajne rzeczy dla znanych marek i tych, które dopiero chcą być znane. W 2016 wszystkie moje aktywności połączyłem w jedną całość na, 10:56 Aktualizacja: 16:34 Od 80 do 85 proc. samobójców ostrzegało uprzednio najbliższych o zamiarze odebrania sobie życia. Wiele takich sygnałów zostało jednak odczytanych dopiero po ich śmierci. Fot. PAP Ale nie tylko rodzina, przyjaciele czy znajomi mogą być deską ratunku dla człowieka w kryzysie. Według zagranicznych badań blisko 83 proc. samobójców kontaktowało się z lekarzem pierwszego kontaktu w ciągu roku przed śmiercią, a 66 proc. - w ciągu miesiąca poprzedzającego zgon. - Jeżeli ktoś nie mówi wprost, że chce sobie odebrać życie, zawsze jego zamiary zwiastują pewne typowe symptomy. To na przykład: obniżenie nastroju, przygnębienie, smutek, brak troski o wygląd zewnętrzny, unikanie kontaktów towarzyskich, pilne regulowanie własnych spraw, rozdawanie cennych przedmiotów – opowiada prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Samobójstwo nigdy nie pojawia się bez zapowiedzi lub przynajmniej sygnałów zwiastujących zagrożenie. W większości przypadków jest czas na to, by je dostrzec, tylko trzeba być wyczulonym na nietypowe dla kogoś zachowania. Prof. Gałecki podkreśla, że często zapowiedź zamiaru samobójczego spotyka się z niezrozumieniem wśród najbliższych. - Gdy ktoś mówi o tym, że chce się zabić, rodzą się u odbiorcy tego komunikatu lęk, poczucie bezradności i wyrzuty sumienia. To powoduje, że bagatelizujemy problem, odpowiadamy ironią, odtrąceniem lub potępieniem. W ten sposób nierzadko sprzyjamy samobójstwu – mówi prof. Gałecki. Zdaniem psychiatry to nieprawda, że „ludzie, którzy mówią o samobójstwie, nie odbierają sobie życia” lub że „samobójstwu nie można zapobiec”. Nie rozumiejąc czy też nie rozpoznając prawidłowo czyichś intencji, możemy chcieć mu narzucić nasz punkt widzenia, zmusić do optymizmu czy do tego, by wyszedł z domu na spotkanie ze znajomymi. To nie jest właściwa droga. - Dysonans pomiędzy tym, co czuje taka osoba, a reakcją otoczenia, jest czynnikiem wtórnie suicydogennym – podkreśla prof. Gałecki. – Jeśli ktoś mówi o tym, że nie chce mu się żyć, lepiej tego nie komentować tylko podać, że gdzieś w pobliżu jest psycholog, doradzić, by poszedł i porozmawiał z nim. Nie powinno się nigdy bagatelizować takich słów. Skuteczne zamachy samobójcze stanowią przyczynę zgonu 6-15 proc. chorych z zaburzeniami depresyjnymi. Jeszcze większa jest liczba podejmowanych prób suicydalnych – według różnych danych wynosi ona od 32-64 proc. w tej grupie pacjentów. Dane wskazują, że wdrożenie leczenia przeciwdepresyjnego znacząco zmniejsza ryzyko samobójstwa wśród osób z depresją. Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska Copyright Wszelkie materiały PAP (w szczególności depesze, zdjęcia, grafiki, pliki video) zamieszczone w portalu "Serwis Zdrowie" chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych.
Bez zezwolenia i rejestracji w Polsce kupić można wiatrówki strzelające z siłą do 17 dżuli. To wystarczy, by zezwolenia i rejestracji w Polsce kupić można wiatrówki strzelające z siłą do 17 dżuli. To wystarczy, by tezę udowodnili na wiele sposobów toruńscy naukowcy z Katedry Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji UMK. Przeprowadzili szereg eksperymentów z użyciem ludzkiej czaszki i mózgu zwierzęcego. Śrut typu „Diabolo” przebija czaszkę bez problemu. - Postulowaliśmy wzorowanie się na prawie obowiązującym w Niemczech. Tam do wolnego obrotu dopuszczono wiatrówki o mocy do 7,5 dżula - wspomina dr Violetta Darul-Kwiatkowska. - Niestety, w Polsce przeważyły naciski importerów tego typu broni i zezwolono na sprzedaż wiatrówek o mocy 17 dżuli z lufami zarówno gładkimi, jak i gwintowanymi. Takie „zabawki” kupuje się w Internecie i nie trzeba ich rejestrować. Mogą zabić. Tego samego zdania jest Czesław Maras, znany w kraju rusznikarz. - Po strzale z takiej wiatrówki w głowę pomóc może tylko szybka trepanacja czaszki. Jednak starsze i słabsze modele - jak iż 38, czy slawia 631, według moich obliczeń dysponujące mocą około 11 dżuli, też mogą oczywiście zrobić krzywdę. Krótko mówiąc, zabić mogę z każdej wiatrówki. Także z tych replik broni krótkiej, które strzelają kulkami metalowymi. Okazuje się, że dziś wiele gangsterskich porachunków załatwia się przy pomocy wiatrówkowych pistoletów. Zastraszenia przez przyłożenie lufy takiej groźnej zabawki do głowy to nie przelewki. W sprzedaży są także wiatrówki o absolutnie niekwestionowanej mocy - około 100 dżuli. - Kupujący chce najczęściej postrzelać sobie na duże odległości i stać go na wydatek około 5000 złotych. Musi mieć ponad 18 lat, badania lekarskie i zarejestrować taką broń na policji - wyjaśnia Adam Łyziński z toruńskiego sklepu z bronią. Nie zabijają za to repliki broni używane przez zwolenników ASG, czyli Air Soft Guns, zabawy polegającej na ostrzeliwaniu się z broni wypluwającej z siebie plastikowe kuleczki. Dziecięce zabawki, które co jakiś czas poważnie niepokoją rodziców, gdy ich pociecha dostanie kulką w oko - to podwaliny szaleństwa, które opanowuje często poważnych biznesmenów ganiających się po godzinach pracy z „kałachami” w rękach. Tak jak paintball, który wykorzystuje pistolety nieprzypominające oryginalnej broni, zabawa, bo jest to tylko zabawa, wyzwala potężną dawkę adrenaliny. Okazuje się, że coraz więcej osób potrzebuje takiego wentyla. Zdaje się, że lepsze to niż napawanie się bronią ostrą i zawsze ryzykowne „pykanie” z niej gdzieś na łonie natury.Dobrą praktyką w obronie przed agresywnym psem jest stwarzanie bariery. Aby oddzielić się od atakującego psa, można wykorzystać wszystko, co mamy akurat pod ręką plecak, patyk czy własną kurtkę. Najważniejsze, aby zrozumieć, że przedmiot ten ma stanowić barierę ochronną między nami a psem, a nie służyć nam za narzędzie do
Najbardziej dramatyczny przebieg alergii to jest anafilaksja, która - kończąc się wstrząsem anafilaktycznym - może doprowadzić w bardzo szybkim czasie do zgonu - mówi prof. Samoliński Alergia jest samonakręcającą się chorobą. Jeżeli mam problem z alergenem i ten kontakt się powtarza, to każdy następny będzie powodował jeszcze większe zapalenie alergiczne. To się po angielsku nazywa priming effect, czyli efekt wzmocnienia Alergia to choroba zależna od środowiska. Geny mają swoje znaczenie, ale to środowisko decyduje, na co się uczulamy, gdyż jak się rodzimy, nie mamy żadnego uczulenia - dopiero później je nabywamy z powodu kolejnych kontaktów z alergenem - wyjaśnia alergolog Jeśli pacjent ma objawy alergii częściej, niż raz w tygodniu, szczególnie astmy, wtedy mówimy już o umiarkowanej postaci, albo jeszcze gorzej - o przewlekłej bądź ciężkiej. Taki pacjent powinien trafić do lekarza - przekonuje specjalista - Czy alergia może zabić człowieka? Prof. Bolesław Samoliński: - Są alergie, które są niebezpieczne. Najbardziej dramatyczny przebieg alergii to jest anafilaksja, która - kończąc się wstrząsem anafilaktycznym - może doprowadzić w bardzo szybkim czasie do zgonu. Ale są też i takie postacie, jak np. astma oskrzelowa, przy której zdarzają się incydenty, że pacjent ma tak gwałtowny i silny skurcz oskrzeli, iż powietrze nie dochodzi do pęcherzyków płucnych, nie ma wymiany tlenowej i człowiek się po prostu dusi. Konkludując: zarówno z powodu astmy, jak i wstrząsu anafilaktycznego, alergicy mogą odejść. - Co wywołuje najczęściej wstrząs anafilaktyczny - użądlenia owadów błonkoskrzydłych? Prof. Bolesław Samoliński: - U dorosłych takie reakcje na jad os, pszczół czy szerszeni zdarzają się częściej, niż u dzieci, u których takie ryzykowne reakcje ogólnoustrojowe występują raczej po spożyciu pokarmów. A niektóre pokarmy potrafią bardzo uczulać - np. orzeszki ziemne - wywołując wstrząs anafilaktyczny. Mamy dramatyczne opisy w literaturze, które pokazują, że nawet nie trzeba spożyć tego orzeszka, wystarczy być w bezpośrednim sąsiedztwie osoby, która je spożywa i sam pył unoszący się w powietrzu może być tak silnie alergizujący, że doprowadzi do silnej reakcji anafilaktycznej. Zdarzają się także wstrząsy po podaniu leków, zwłaszcza dożylnie - dostarczamy tu bezpośrednio do organizmu substancję, która w bardzo dramatyczny sposób potrafi wywołać reakcję ogólnoustrojową. Natomiast jady owadów błonkoskrzydłych są bardzo ciekawym alergenem, gdyż jeżeli możemy się chronić przed orzeszkami, mlekiem czy czekoladą po prostu ich nie jedząc, możemy wiedzieć, że pewnych leków nie wolno nam brać, to jesteśmy trochę bezbronni wobec tego, że jakaś osa pojawi się w naszym otoczeniu. Reakcja uczuleniowa rozwija się w takiej sytuacji błyskawicznie, w ciągu kilku - kilkunastu minut może być już za późno, żeby uratować użądlonego. - Czy może się zdarzyć, że choć jako dziecko nie byłam uczulona na jad błonkoskrzydłych, to dziś mój organizm dorosłej osoby może zareagować na użądlenie wstrząsem, a ja po prostu o tym nie wiem? Prof. Bolesław Samoliński: - Zwykle pacjenci wiedzą, ale faktycznie jest tak, jak pani mówi - we wczesnym dzieciństwie możemy nie reagować na jad błonkoskrzydłych i dopiero później się uczulić. Bo z alergią jest tak, że jest to choroba zależna od środowiska. Geny oczywiście mają swoje znaczenie, ale to środowisko decyduje, na co się uczulamy, gdyż jak się rodzimy, nie mamy żadnego uczulenia - dopiero później je nabywamy z powodu kolejnych kontaktów z alergenem. Przy pierwszym kontakcie - niezależnie od tego, czy jest to jad szerszenia, czy orzeszki - nie wystąpi żadna reakcja. - To oznacza, że jeżeli jestem miłośniczką orzeszków arachidowych i jem ich dużo, to się w końcu na nie uczulę? Prof. Bolesław Samoliński: - Tak właśnie jest, i dlatego w Stanach Zjednoczonych, gdzie się spożywa ich faktycznie dużo, alergii na nie też jest sporo. Tam są liczne towarzystwa osób uczulonych na orzeszki, grupy wsparcia, zakładane są portale, na których pacjenci się wzajemnie informują, w jaki sposób ograniczyć potencjalny kontakt z alergenem. Są porady stosowane bezpośrednio do dzieci typu: "Nigdy nie jedz kanapek oferowanych ci przez kolegów, bo nie wiesz, co tam jest". Natomiast prezydent Obama wydał dekret, aby w szkołach amerykańskich umieścić na ścianie gablotę ze strzykawką zawierającą adrenalinę, obok wisi tablica, na której są zdjęcia dzieci z anafilaksją na skutek zażycia jakiegoś alergenu i napis: "Jeżeli John tak wygląda, zbij szybkę i podaj mu lek w taki a taki sposób". - Jeśli jesteśmy już przy adrenalinie, to - czy w myśl zasady, że paranoicy żyją dłużej - mogę pójść do apteki, żeby nabyć ten specyfik i nosić go zawsze przy sobie? Prof. Bolesław Samoliński: - Adrenalina jest lekiem recepturowym, więc nie można wejść do apteki i tak sobie ją nabyć. Jeśli ktoś nie miał nigdy żadnej reakcji anafilaktycznej, nie ma żadnego uzasadnienia, żeby ją kupował. Ryzyko wystąpienia takiej reakcji wynosi jeden na 300 tys. obywateli, natomiast takiej zagrażającej życiu - jeden na milion, a nawet rzadziej. Łatwo więc policzyć, że masowa sprzedaż adrenaliny i masowe zabezpieczenie populacji kompletnie nie mają sensu. Muszą być medyczne podstawy, żeby zaopatrzyć kogoś w adrenalinę. - Jeśli wiadomo, że ktoś jest na coś bardzo uczulony, to czy może się odczulić? Prof. Bolesław Samoliński: - To zależy od alergenu. Na leki w ogóle nie odczulamy, nie ma takiej metody. Jeśli chodzi o jady owadów błonkoskrzydłych, to odczulanie pacjenta powinno być wykonane ze wskazań życiowych. Pacjenci uczuleni na jad osy, pszczoły, szerszenia, a w USA także ognistych mrówek, tzw. fire ants, powinni koniecznie skorzystać z tej metody, nota bene bardzo skutecznej, gdyż po zakończeniu leczenia przechodzi się test polegający na tym, że specjalnie się prowokuje użądlenie owada, który był przyczyną nadwrażliwości - efektem jest kompletna anergia, czyli brak reakcji. Niestety, problem jest z alergenami pokarmowymi, choć są pewne próby radzenia sobie z nimi. Taka najbardziej zaawansowana metoda lecznicza odczulania jest na orzeszki ziemne. Niektórzy się śmieją, że po tym odczulaniu pacjent może zjeść dwa-trzy orzeszki, bo mniej więcej taki efekt uzyskujemy. Problem w tym, że przy alergii na orzeszki, jak już mówiłem, śladowe ich ilości mogą wywołać wstrząs anafilaktyczny, a w rezultacie zgon, więc jeśli pacjenta odczulimy to nie po to, żeby się zajadał orzeszkami, tylko po to, aby go przypadkiem nie zabiły. - Wyobrażam sobie, iż sama świadomość, że jest jakaś substancja, która może nas zabić, kiepsko wpływa na psychikę. Prof. Bolesław Samoliński: - To jest paraliżujące. Miałem pacjentkę, młodą kobietę, zdolną studentkę, a wkrótce pracownika naukowego - jak się okazało, była uczulona na selera, po spożyciu którego dostała wstrząsu anafilaktycznego. Po tym przeżyciu bała się cokolwiek zjeść, trudno było ją przekonać, że jest tylko jeden alergen, który jej szkodzi. Była przerażona, wprowadziła restrykcyjną dietę, która powodowała niedobory w jej organizmie. Wykonałem u tej pacjentki szeroką diagnostykę - nie w celu wykrycia nowych alergenów, choć i to mogło się zdarzyć, tylko po to, aby ją uspokoić, przekonać, że jest wiele pokarmów, które może bezpiecznie spożywać. - Nie poruszyliśmy jeszcze kwestii alergii wziewnych, a przecież te pyłki, które fruwają w powietrzu, też nas mogą zabić. Czy jest ratunek dla biednych alergików? Prof. Bolesław Samoliński: - Astma oskrzelowa to ciężka choroba alergiczna, zresztą są jej różne odmiany - łagodna, incydentalna, przewlekła… No i oczywiście ta ciężka, która na szczęście nie jest bardzo częsta - jeden na 100 przypadków astmy ma ciężką postać, pozostałe 99, nawet jeśli są zaostrzenia, jeśli pacjent się źle czuje, to najczęściej choroba jest źle kontrolowana, czyli niewłaściwe leki są stosowane, albo po prostu pacjent leków nie bierze. Natomiast astma ciężka to taka, że choć dajemy leki, to efektu nie ma. Robiliśmy badania, w których porównywaliśmy ciężkie przebiegi alergii i wyszło, że ci "ciężcy" pacjenci mają bardzo dużo skomplikowanych uczuleń, z wieloma reakcjami krzyżowymi, dlatego tak bardzo chorują. Jest też postać astmy niealergicznej, gdzie żaden alergen nie działa na organizm, i w grupie tych pacjentów przebieg choroby jest łagodniejszy, niż wśród alergików. - Może się więc zdarzyć, że ktoś jest uczulony jednocześnie na pyłki traw, sierść swojego psa i jeszcze na truskawki? Prof. Bolesław Samoliński: - Tak, to jest tzw. polisensytyzacja, czyli uczulenie na wiele alergenów naraz. Jest to zjawisko, któremu towarzyszy wielochorobowość alergiczna, czyli współwystępowanie różnych postaci alergii. Można mieć izolowaną astmę alergiczną, jest to rzadkie, ale się zdarza, można mieć tylko katar alergiczny, można mieć tylko alergię pokarmową z objawami skórnymi, ale można mieć też jednocześnie zapalenie spojówek, katar, astmę, i jeszcze w dodatku atopowe zapalenie skóry. - I do tego biegunkę… Prof. Bolesław Samoliński: - Ona jest konsekwencją alergii pokarmowej, ale tak, zgadza się, biegunka też może być, co jest typowe dla pacjentów, którzy mają tę polisensytyzację. Im mniej alergenów uczula danego pacjenta, tym jego stan jest lepszy i na odwrót - im więcej, tym jego stan jest gorszy i trudnej takiego pacjenta prowadzić. - Ludzie często lekceważą alergię, mówią: nic mu nie jest, jakieś wymysły. Słusznie? Prof. Bolesław Samoliński: - Trzeba mieć do tego zdrowy stosunek. Większość pacjentów ma łagodną postać alergii, nie potrzebują odczulania, tylko incydentalnie, kiedy niewielkie objawy się pojawią, wystarczy, że wezmą tabletkę leku przeciwalergicznego. Jeśli jednak pacjent ma objawy alergii częściej, niż raz w tygodniu, szczególnie astmy, wtedy mówimy już o umiarkowanej postaci, albo jeszcze gorzej - o przewlekłej bądź ciężkiej. Taki pacjent powinien trafić do lekarza. Zresztą - każdy pacjent z alergią powinien do niego trafić, aby wiedzieć, na co jest uczulony, co pozwala na najlepszą i najtańszą metodę leczniczą, jaką jest unikanie alergenu. Jeśli jednak mamy umiarkowaną, najczęściej występującą postać alergii, która ma przewlekły charakter - czyli gdy objawy występują łącznie częściej, niż przez cztery tygodnie w roku - to taki pacjent wymaga specjalistycznej opieki, rozważenia odczulania, jeśli jest ono możliwe, stałego podawania leków. Przy czym nie chodzi o to, że objawy muszą występować jednym ciągiem, sumujemy ich występowanie przez cały rok: np. ma uczulenie na brzozę, a ona pyli dwa tygodnie, więc ma przez dwa tygodnie objawy, a do tego dołącza się uczulenie na trawy, a one pylą około miesiąca, to już w tym momencie mamy przewlekły charakter tego uczulenia. A jeśli taki chory ma uczulenie na jeszcze inne alergeny powietrznopochodne, to on może chorować od lutego do września, czyli ponad pół roku. - Dlaczego pacjent, który ma często incydenty alergii i długo utrzymujące się objawy powinien stale przyjmować leki? Prof. Bolesław Samoliński: - Dlatego, że alergia jest samonakręcającą się chorobą. Jeżeli mam problem z alergenem i ten kontakt się powtarza, to każdy następny będzie powodował jeszcze większe zapalenie alergiczne. To się po angielsku nazywa priming effect, czyli efekt wzmocnienia, który obserwujemy u naszych chorych. Mamy różne grupy leków - np. przeciwhistaminowe, które są w postaci tabletek, szybko działają, ale tylko na pewien fragment zapalenia alergicznego, nie tłumią go całkowicie. A te, które zostaje, jest najgorsze - tzw. zapalenie eozynofilowe, odpowiadające za astmę oskrzelową, w którym komórki układu immunologicznego powodują destrukcję tkanek. Dlatego to zapalenie musi być stłumione, nie możemy go zostawić, bo pacjent będzie coraz bardziej chory, więc jedyną strategią jest włączenie leków przeciwzapalnych, sterydów. Pacjenci się martwią, czy te sterydy im nie zaszkodzą, nie zniszczą organizmu, ale uspokoję: mamy bardzo nowoczesne leki, one działają selektywnie, nie na cały organizm, w dodatku są metabolizowane w 99 proc., w związku z czym mają bardzo wysoki profil bezpieczeństwa przy dobrej skuteczności. Taki pacjent powinien być jednak pod stałą opieką lekarza, który będzie monitorował jego stan zdrowia, w razie potrzeby regulował dawki leków etc. To jest zresztą grupa pacjentów, która idealnie nadaje się do odczulania, jeśli z jakichś powodów nie ma do tego przeciwskazań. Bo przewlekły charakter alergii, np. na roztocze z kurzu domowego, pyłki kwitnących roślin, to są idealne modele do skutecznego odczulania - podając szczepionkę zmieniamy reaktywność pacjenta, ten staje się mniej wrażliwy na alergen. - A co, jeśli mamy do czynienia z pacjentem, który jest uczulony na wszystko, na "świat"? Prof. Bolesław Samoliński: - Tutaj nie ma dobrych rokowań. Możemy próbować, ale tacy pacjenci wymagają większego skupienia i większego doświadczenia ze strony lekarzy, którzy muszą podjąć decyzję, czy w ogóle da się ich odczulić, a jeśli tak, to w jaki sposób - to jest już górna liga specjalistów. Natomiast czasem tych uczuleń jest tyle, iż odczulanie nie ma sensu - odczulę na jedno, a pacjent będzie nadal chorował, bo jest uczulony na inne alergeny. Odczulę na kolejne, ale on jeszcze na inne jest uczulony. Polisensytyzacja redukuje szanse wyleczenia. To ma szczególne znaczenie przy alergii, która objawia się atopowym zapaleniem skóry - w przypadku takich pacjentów odczulanie ma sens tylko wtedy, jeśli mają oni uczulenie na jeden alergen. Natomiast, jeśli pacjent jest uczulony na wiele alergenów, i to pokarmowych, do tego dochodzą uczulenia na alergeny powietrznopochodne, najczęściej roztocze, to na skuteczne odczulenie nie ma większych szans. Wprawdzie atopowe zapalenie skóry nie jest chorobą śmiertelną, ale ona tak potrafi zniszczyć życie człowiekowi, że odechciewa mu się żyć. Wyobraźmy sobie młode dziewczyny, które mają chropowatą, swędzącą skórę, nie mogą się wyspać, siada im psychika, czują się inne, wstydzą się swojego wyglądu, a czynnik psychiczny nasila jeszcze te dolegliwości, więc się drapią. Ostatnio przeczytałem wypowiedź mojego kolegi po fachu, prof. Jacka Szepietowskiego, i w stu procentach się z nią zgadzam - świąd jest jednym z najgorszych objawów, jakie występują. Można samobójstwo z tego powodu popełnić, jeżeli człowiek nie opanuje świądu. A świąd jest integralną częścią alergii skórnej. - Można komuś, kto cierpi ból, dać tabletkę przeciwbólową, ale czy są tabletki na świąd? Prof. Bolesław Samoliński: - Są, ale nie tak skuteczne, jak leki przeciwbólowe. Ból jest łatwiej opanować, więc jest on mniejszym problemem, niż świąd. W najgorszym przypadku mamy narkotyczne leki przeciwbólowe, którymi potrafimy najsilniejszy ból opanować. W przypadku świądu nie potrafimy osiągnąć pełnego sukcesu. No i problem jest w tym, że te leki przeciwświądowe bardzo upośledzają sprawność funkcjonowania pacjenta, gdyż są to zwykle środki uspokajające, więc pacjent będzie wciąż spał. Rozmawiała: Mira Suchodolska Dowiedz się więcej na temat:
Czy stres może zabić człowieka ? Witam mam 13 lat i chodzę do 6 kl, od tego roku bardzo często martwię się o swoje oceny, ucze się, zdarza się że nie mogę zasnąć, budze się od ok godz 4 i do ok 6 ucze się nie wiem co mam z tym zrobić Witam! Jesteś młodą kobietą, przeżywasz teraz zmiany okresu dojrzewania. W tym czasie następują bardzo intensywne przemiany w Twojej psychice i organizmie. Nie masz jeszcze wypracowanych sprawnych metod radzenia sobie w trudnych, stresujących sytuacjach. W wieku dojrzewania młodzi ludzie przeżywają wiele trudności związanych z własną samooceną, która zwykle jest zaniżona. Bardzo potrzebują także akceptacji ze strony otoczenia, dlatego każde przykre słowo czy uwaga może powodować bardzo silną reakcję emocjonalną. Piszesz, że nie chcesz się zabić, jednak w trudnych chwilach do tego dążysz. Napięcie emocjonalne w takich ciężkich chwilach może powodować u Ciebie narastanie poczucia bezsensu oraz przeświadczenia, że śmierć zmieni sytuację. Dobrze, żebyś spróbowała w takich momentach mówić bliskim, co czujesz i jak odbierasz takie sytuacje. Piszesz o rodzicach, którzy o Ciebie dbają. Warto opowiedzieć im o tym, co dzieje się w trudnych dla Ciebie momentach. Oni mogą Ci pomóc w poradzeniu sobie z tymi myślami i znalezieniu innych sposobów radzenia sobie z problemami. Możesz poprosić ich o wspólną wizytę u psychologa. Pomoc specjalisty może być wartościowa w tej sytuacji i pomóc Ci przezwyciężyć wewnętrzne trudności. Pozdrawiam Hordy to jedno z zagrożeń występujących w Days Gone. Są to duże grupy przeciwników (świrusów) poruszające się w zwartych grupach, liczące od kilkudziesięciu do nawet ponad 100 Myśli samobójcze należy zawsze traktować poważnie. Bez względu na to, czy podejrzewamy zaburzenia depresyjne, poważne załamanie nerwowe, czy manipulowanie otoczeniem. W każdym z tych wypadków osoba grożąca samobójstwem ma problemy ze swoimi emocjami i wymaga wsparcia i pomocy. Osoba, która planuje samobójstwo, nie widzi wyjścia z obecnej, trudnej dla siebie sytuacji. Czuje się przystawiona do muru, jest sfrustrowana, zrezygnowana, nie widzi ratunku. Smutek takiego człowieka osiąga niewyobrażalne rozmiary. spis treści 1. Jak pomóc po próbie samobójczej? 2. Jak rzeczywiście wygląda spotkanie z psychologiem? 3. Ucieczka czy prośba o pomoc? 1. Jak pomóc po próbie samobójczej? Nie każ wziąć się w garść. Niezwykle ważne jest, aby zrozumieć taką osobę – przyjąć jej punkt widzenia. Nigdy nie każ osobie w takim stanie wziąć się w garść. Człowiek, który chce popełnić samobójstwa, tak jak osoba w depresji, widzi rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Dostrzega tylko to, co złe. Swoje negatywne przekonania potwierdza tym, co się wydarzyło złego danego dnia. Z przeszłości również pamięta tylko to, co najgorsze. Nie przekonuj jej, że wszystko będzie dobrze, że prawda jest inna. Spróbuj wysłuchać, zrozumieć i zapewnić taką osobę, że nawet takie kryzysy się zdarzają i że są normalne. Ale normalne jest też, że z czasem mijają – i że to też jest przejściowy kryzys. To, co możesz zrobić, to starać się jak najbardziej odwlec w czasie decyzję o targnięciu się na swoje życie. Nie porównuj. Próbując pocieszyć osobę w depresji, można jej często zaszkodzić. Jedną z gorszych form pocieszania, która jest niestety często praktykowana przez ludzi, to metoda porównywania w dół. Innymi słowy: inni mają gorzej. Jakie to ma znaczenie dla kogoś, kto planuje się zabić? Jeśli inni mają gorzej, a podłamany człowiek nie potrafi doceniać tego, co ma, to raczej go ten fakt nie pocieszy – wniosek – Jestem beznadziejny. Jeśli inni mają gorzej, a radzą sobie lepiej, to co ma pomyśleć osoba, która nie potrafi sobie poradzić z czymś dużo prostszym? Wniosek – Jestem do niczego. Mniej więcej taki jest sposób myślenia załamanej osoby. Jak więc udowodnić załamanej osobie, że do połowy pusta szklanka, może być też do połowy pełna? Wydaje się, że najlepszym sposobem jest skontaktowanie jej ze specjalistami – psychiatrą oraz psychologiem lub grupą wsparcia. Telefon zaufania. Telefon zaufania jest pomocny dla osób, które borykają się z najróżniejszymi problemami. Jest to świetny sposób na szybki kontakt ze specjalistą, który może pomóc, może wysłuchać, a co więcej, jego wsparcie jest dostępne nieodpłatnie i 24 godziny na dobę. Jest to szczególnie dobre rozwiązanie dla tych osób, które mają opory przed spotkaniem twarzą w twarz i rozmową o osobistych problemach z obcą osobą. Jeśli ktoś z twoich bliskich ma myśli samobójcze, koniecznie zachęć go do tej formy szukania wsparcia. Psychoterapeuta. Rozmawiając z osobami spotykanymi na co dzień, którzy mają różne problemy z emocjami, z problemami zdrowotnymi, można zauważyć ciekawy stereotyp zachowania. Na jakąkolwiek propozycję udania się po poradę do psychologa (słowo psychoterapeuta działa często ze zdwojoną siłą) osoby te reagują jakby proponowano im skrajnie ostateczną formę pomocy. Wykluczają wizytę u psychiatry. Słowo „psycho” kojarzy się z czymś nienormalnym, z czymś, w co nie ma się wglądu czy wręcz ze stereotypową wizją pobytu w szpitalu psychiatrycznym widzianego oczami widza filmu „Lot nad Kukułczym Gniazdem”. Zobacz film: "Choroby neurologiczne jako przyczyny depresji" 2. Jak rzeczywiście wygląda spotkanie z psychologiem? Jak każde inne spotkanie z życzliwą osobą – z tą różnicą, że tej dobrze się nie zna i że rozmawia się z nią o sprawach, które są często trudne do opowiedzenia. W przeciwieństwie jednak do innych osób, zwłaszcza najbliższych, psycholog czy psychoterapeuta mogą spojrzeć na problem z bardziej odległej perspektywy niż ta, którą posiada pacjent. Psycholog niczego nie narzuca, nie ocenia, obowiązuje go zasada zachowania tajemnicy spotkania i tego, co było na nim poruszane. Jeśli osoba ma myśli samobójcze, pomoc psychologa jest niezbędna. Planowanie samobójstwa oznacza, że okoliczności przekroczyły zdolności przystosowawcze człowieka. Nad tym warto popracować w trakcie psychoterapii. Odkryć przyczynę zaburzeń i wypracować nowy i lepszy model radzenia sobie ze stresem i konfliktami. 3. Ucieczka czy prośba o pomoc? Samobójstwo jest ściśle związane z rozwojem cywilizacji. Jeszcze do niedawna dotyczyło głównie aglomeracji miejskich, chociaż w ciągu ostatnich kilkunastu lat problem ten zaczyna dotyczyć również mniejszych miast i wsi. Urbanizacja nie sprzyja bliskim kontaktom międzyludzkim, życiu w zgodzie z naturą, w prowadzeniu spokojnego i regularnego trybu życia. Stres i brak czasu na naukę lepszego komunikowania się z otoczeniem sprzyjają depresji, zaburzeniom lękowym, zaburzeniom osobowości. Czy samobójstwo można więc rozumieć jako ucieczkę przed światem? Nie do końca jest to zgodne z prawdą. Myśli samobójcze i przejawy takiego myślenia są błaganiem o pomoc. Są błaganiem o wsparcie, którego osoba nie może uzyskać w żaden inny sposób. Być może nie ma wokół siebie bliskich, którzy to rozumieją, być może nie potrafi powiedzieć o swoich emocjach, może też nie ma świadomości, skąd jest w niej pragnienie odebrania sobie życia. Wobec tego faktu nie można przejść obojętnie – czasem jedno słowo, drobny gest, być może dłuższa rozmowa są warte ludzkiego życia. Ważne jest, aby grożenie samobójstwem nie zostało zignorowane. Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza. polecamy Artykuł zweryfikowany przez eksperta: Paulina Witek Mgr psychologii klinicznej, psychoterapeuta.Proszę, przeczytaj to. Dziękuję, że się zatrzymałeś i chcesz przeczytać to, co dla Ciebie napisałam. Dziękuję, że mogę chociaż wirtualnie z Tobą usiąść. Wiem, jak bardzo cierpisz. I rozumiem, że otwarcie się na to nie jest łatwe. Nie jestem w stanie wszystkiego naprawić, ale możemy tak sobie posiedzieć, dopóki to, co